A Lulu w ostatnią sobotę zaliczył swój pierwszy "sleepover" (noc u kolegi). Zaprosił go chłopczyk z klasy, z którym najbardziej się kumplują. Myslałam, że Lulu powie, że bez mamy albo taty nie pójdzie ale ku mojemu zdziwieniu oświadczył, że chce. Troszkę się obawiałam, bo Lulu budzi się często w nocy i przychodzi do nas do łóżka, ale podobno przespał u nich całą noc i nie było problemów. Podjechaliśmy po niego rano, założyłam mu buty a on w płacz, że nie chce iść do domu, że chce zostać. Czyli bawił się dobrze. A dziś spał u nas Lulkowy kolega w ramach rewizyty. I też było trochę obaw-tym razem martwiłam się, że kolega Lulu się obudzi w nocy i będzie płakał za mamusią. Zażartowałyśmy z jego mamą, że może da sie nabrać, że ja to ona. Obie jesteśmy szatynkami i mówimy po polsku...po ciemku i na półśpiąco (a najlepiej jeszcze po pijaku) można nas wziąć za bliźniaczki. Kolega spał całą noc i był grzeczny. Eksperyment okazał się udany. Takie nocowanie dziecka u kolegi/koleżanki to fajna sprawa. Rodzice mają wieczór dla siebie (no chyba, że mają więcej dzieci tak jak my) a dzieciaki uczą się samodzielności i świetnie się bawią. Polecamy!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz