czwartek, 30 sierpnia 2012

Houston mamy problem, czyli mój syn Lulu będzie kosmonautą

                  

Lulu interesuje sie kosmosem. P. mu to i owo wyjaśnił, nauczył go nazw planet, pokazał dziecku Google Earth, a wczoraj na youtube zamiast bajek oglądaliśmy całą rodzinką filmiki pokazujące start rakiet i wahadłowców kosmicznych. Każdy taki filmik trwa z pół godziny i po pięciu minutach przestaje być ciekawy (pierwsza minuta filmu: rakieta stoi,druga minuta:rakieta stoi, trzecia minuta:.....surprise, surprise-rakieta stoi), więc po dwóch identycznych wyświetleniach (ktoś chyba tylko numerek i naklejkę na rakiecie zmienił) się zbuntowałam i kazałam wyłączyć. Wyjaśniałam kiedyś synowi, że kosmonauci muszą skończyć najpierw specjalną szkołę (a tak mi się przynajmniej wydaje...na filmach Science Fiction widziałam :-P). Wczoraj, po obejrzeniu filmów o rakietach, Lulu oświadczył, że będzie kosmonautą. 
 -"Ale pojedziecie z tatusiem ze mną do tego kraju, gdzie jest szkoła dla kosmonautów, bo ja się sam boję?"

-"Dobrze synku, mogę cię nawet odprowadzać tak jak cię odprowadzam do przedszkola i mogę ci nawet snack'i przygotowywać."

-"Ale nie, snack'i nie, bo ja już będę duży!"

Jak przyjedziecie kiedyś do USA i zobaczycie przed siedzibą NASA kobiecinę z kobiałką w dłoni, to będę ja...

                      



                            

Co się nam przyda w BLW oprócz dobrych chęci

              

1. Krzesełko dla dziecka (choć można bobasa posadzić na plastikowej macie na ziemi lub trzymać na kolanach siedząc przy stole, ale to musi być męczące na dłuższą metę). 
Krzesełek na rynku jest do wyboru do koloru, ale najważniejsze jest to, żeby było praktyczne, czyli łatwo się myło. Chyba że lubicie spędzać godziny na wydłubywaniu resztek brokułów z fałdek i zakamarków fotelika....Pamiętajcie- proste krzesełko jest o niebo lepsze od "high tech" wersji przypominającej fotel w wahadłowcu kosmicznym. W kosmos dziecka nie będziemy wystrzeliwać...(nawet jeśli czasem nas kusi). 
   Ja polecam krzesełko Antilop z Ikei. Jest niedrogie i ma dwie wersje kolorystyczne (biała i niebieska). Osobno kupuje się do niego tackę oraz dmuchany materacyk pod plecy dziecka (tacka jest według mnie niezbędna, chyba że dostawimy krzesełko do stołu, a materacyk jest przydatny gdy dziecko potrzebuje dodatkowego wsparcia).
   
                     
2. Plastikowa mata ochronna pod krzesełko.
Można takie maty kupić w sklepach z artykułami dla dzieci (ja moją kupiłam w Mothercare), ale równie dobrze można użyć zasłonki prysznicowej lub plastikowego obrusika. Mata chroni podłogę/dywan przed zabrudzeniem, ale dzięki niej możemy także kawałki jedzenia, ktore dziecko zrzuci, pozbierać i jeszcze raz mu zaoferować. Matę musimy po każdym posiłku dokładnie wymyć.

3. Miseczka/talerzyk z przyssawką
Wprawdzie większość pokarmów możemy dziecku kłaść bezpośrednio na tackę, ale dobrze jest mieć miseczkę/talerzyk z przyssawką, w której podamy bobasowi dipy, gęste zupki etc. Moją zakupiłam w supermarkecie za niewielkie pieniądze.

Nie radzę kłaść przed dzieckiem zwykłej miseczki, ponieważ nieuchronnie wyląduje ona na głowie dziecka lub na ziemi (wraz z zawartością). 

4. Śliniaczki.
Kiedy Lulu był mały, używałam śliniaków z materiału. Miałam ich kilka, ale i tak zdarzało się, że akurat wszystkie były w praniu i musiałam ratować się tetrową  pieluchą. Teraz mam parę plastikowych śliniaków z Ikei i jestem bardzo zadowolona. Po każdym użyciu przepieram śliniak w ciepłej wodzie z płynem do naczyć, suszę na suszarce do naczyć i jest gotowy do ponownego użycia. Mam aktualnie wersję bez rękawków (Kladd randig):
                     
ale poluję na ebay'u na wersję Kladd prickar:




Dzięki rękawkom dziecko od pasa w górę jest chronione przed zabrudzeniem. Wystarczy na kolankach rozłożyć mu pieluchę i zostaną nam tylko rączki i buzia do umycia po jedzeniu. Chyba że dziecko jest ciekawskie jak mój Dudu i będzie zaglądało pod śliniaczek-fartuszek, bo a nuż ukryłam tam coś smaczniejszego...

5. Crinkle cutter, czyli specjalny nożyk do krojenia warzyw i owoców w "ząbek". Nie jest to rzecz niezbędna, ale taką "pofalowaną" marcheweczkę lub brzoskwinkę po prostu łatwiej utrzymać dziecku w dłoni.
                                             
To chyba wszystko. Czy o czymś zapomniałam?

środa, 29 sierpnia 2012

Kto my zacz i dlaczego BLW

              

Jesteśmy rodzinką składającą się z czterech osób, zamieszkałą w Wielkiej Brytanii. Tu ja, Maya, poznałam P. i urodziło nam się dwóch wspaniałych chłopców:
                                    
                                            Lulu (cztery lata temu)


                                        &




                                     
                                          Dudu (7 miesięcy temu).    

   Lulu był karmiony piersią. Kiedy miał około czterech i pół miesiąca, jego wykres na siatce centylowej zaczął trochę spadać w dół, co mnie zaniepokoiło. Nasza pielęgniarka środowiskowa (health visitor) zaleciła wprowadzenie pokarmów stałych. Wprawdzie wiedziałam, że według najnowszych zaleceń WHO powinno się czekać aż dziecko skończy sześć miesięcy, ale skoro tak zaleciła nam pielęgniarka... Teraz wiem, że powinnam robić to, co sama uważam za słuszne; powinnam słuchać swojego matczynego instynktu. A u dzieci karmionych piersią takie chwilowe zatrzymanie wagi jest normalne w tym wieku.
  Lulu nie był chętny do jedzenia. Karmienie wyglądało zazwyczaj tak, że jedno z nas (ja albo P.) przystępowało do prezentacji swojego programu kulturalno-rozrywkowego (czytaj: do robienia z siebie pajaca), a drugie czyhało z łyżeczką.  Lulu odwracał głowę, odpychał moją/P'a rękę i płakał, a my byliśmy przekonani, że to dla jego dobra. Wstyd się przyznać ale nawet puszczaliśmy mu reklamy w TV, żeby tylko wepchnąć mu cokolwiek do buzi. I tak mijały miesiące, lata a nam dalej zdarzało się go karmić i zmuszać do jedzenia. Nawet teraz czasem odruchowo moja ręka sięga do jego talerza, żeby mu coś jeszcze wepchnąć....  
  Lulu jest na dziewiątym centylu na siatce wagi i rzeczywiście jest szczupły, ale jest zdrowym i pełnym energii chłopcem. Czy dzięki tym wciśniętym do buzi dodatkowym łyżeczkom jedzenia coś zyskał....?
  Kiedy Lulu był mały, słyszałam co nieco o Baby Led Weaning (BLW) ale traktowałam to raczej jako ciekawostkę. Nie wgłębiałam się w temat. Kiedy byłam w ciąży z Dudu, dostałam od siostry prezent-książkę "Baby-led Weaning. Helping your baby to love good food". Tu znajduje się link do książki na Amazonie. I dałam się przekonać! Wizja szczęśliwego maluszka, który ma pełną kontrolę, który sam decyduje kiedy, jak i ile chce zjeść bardzo mi się spodobała. Tak rozpoczęła się nasz przygoda z BLW....Dziękuje Pati :-)!