1. Krzesełko dla dziecka (choć można bobasa posadzić na plastikowej macie na ziemi lub trzymać na kolanach siedząc przy stole, ale to musi być męczące na dłuższą metę).
Krzesełek na rynku jest do wyboru do koloru, ale najważniejsze jest to, żeby było praktyczne, czyli łatwo się myło. Chyba że lubicie spędzać godziny na wydłubywaniu resztek brokułów z fałdek i zakamarków fotelika....Pamiętajcie- proste krzesełko jest o niebo lepsze od "high tech" wersji przypominającej fotel w wahadłowcu kosmicznym. W kosmos dziecka nie będziemy wystrzeliwać...(nawet jeśli czasem nas kusi).
Ja polecam krzesełko Antilop z Ikei. Jest niedrogie i ma dwie wersje kolorystyczne (biała i niebieska). Osobno kupuje się do niego tackę oraz dmuchany materacyk pod plecy dziecka (tacka jest według mnie niezbędna, chyba że dostawimy krzesełko do stołu, a materacyk jest przydatny gdy dziecko potrzebuje dodatkowego wsparcia).
2. Plastikowa mata ochronna pod krzesełko.
Można takie maty kupić w sklepach z artykułami dla dzieci (ja moją kupiłam w Mothercare), ale równie dobrze można użyć zasłonki prysznicowej lub plastikowego obrusika. Mata chroni podłogę/dywan przed zabrudzeniem, ale dzięki niej możemy także kawałki jedzenia, ktore dziecko zrzuci, pozbierać i jeszcze raz mu zaoferować. Matę musimy po każdym posiłku dokładnie wymyć.
3. Miseczka/talerzyk z przyssawką.
Wprawdzie większość pokarmów możemy dziecku kłaść bezpośrednio na tackę, ale dobrze jest mieć miseczkę/talerzyk z przyssawką, w której podamy bobasowi dipy, gęste zupki etc. Moją zakupiłam w supermarkecie za niewielkie pieniądze.
Nie radzę kłaść przed dzieckiem zwykłej miseczki, ponieważ nieuchronnie wyląduje ona na głowie dziecka lub na ziemi (wraz z zawartością).
4. Śliniaczki.
Kiedy Lulu był mały, używałam śliniaków z materiału. Miałam ich kilka, ale i tak zdarzało się, że akurat wszystkie były w praniu i musiałam ratować się tetrową pieluchą. Teraz mam parę plastikowych śliniaków z Ikei i jestem bardzo zadowolona. Po każdym użyciu przepieram śliniak w ciepłej wodzie z płynem do naczyć, suszę na suszarce do naczyć i jest gotowy do ponownego użycia. Mam aktualnie wersję bez rękawków (Kladd randig):
ale poluję na ebay'u na wersję Kladd prickar:
Dzięki rękawkom dziecko od pasa w górę jest chronione przed zabrudzeniem. Wystarczy na kolankach rozłożyć mu pieluchę i zostaną nam tylko rączki i buzia do umycia po jedzeniu. Chyba że dziecko jest ciekawskie jak mój Dudu i będzie zaglądało pod śliniaczek-fartuszek, bo a nuż ukryłam tam coś smaczniejszego...
5.
Crinkle cutter, czyli specjalny nożyk do krojenia warzyw i owoców w "ząbek". Nie jest to rzecz niezbędna, ale taką "pofalowaną" marcheweczkę lub brzoskwinkę po prostu łatwiej utrzymać dziecku w dłoni.
To chyba wszystko. Czy o czymś zapomniałam?