wtorek, 25 września 2012

Dudusiowa pierwsza wyprawa do restauracji

                 

W ostatnią sobotę wybraliśmy się z dziećmi i ciocią do parku zabaw Diggerland. Jeśli ktoś ma fizia na punkcie koparek (czytaj: każdy czterolatek), to miejsce jest dla niego. Muszę przyznać, że kopanie dołów to fajna zabawa....może powinnam zmienić zawód :-)???? Po wizycie w parku poszliśmy do restauracji na pizzę, gdzie Duduś kulturalnie wymamlał kuleczkę z ciasta na pizzę i kawałek pizzy. A potem mniej kulturalnie wylał Lulusiowy soczek jabłkowy. Kelnerka nic nie zauważyła albo nie chciała zauważyć, więc szybko sami wysuszyliśmy stół i podłogę serwetkami. Trochę stresująca taka wyprawa do restauracji z dzieciakami, ale Dudu był zadowolony (my trochę mniej bo porcje malutkie i wyszliśmy z restauracji dalej głodni...). 

PS. Wszelki fast food powinien oczywiście jak najrzadziej gościć w menu naszych dzieci, ale jeśli zjedzą kawałeczek pizzy od wielkiego dzwonu to nic im się nie stanie. 

                           

Pomysł na proste śniadanko - owsiane paluszki

                     

Nie mam zbyt dużo pomysłów na śniadanie dla Dudusia. Dostawał już pokrojone owoce (miękkie dojrzałe brzoskwinie, banan ze ściętą do połowy skórką-taki lepiej się trzyma w dłoni, truskawki, ugotowane lekko na parze jabłuszko). Parę razy zrobiłam mu gęstą, niesłodzoną kaszkę (ale nie wiedział, że mama chce, żeby maczał sobie w niej paluszki i ją z nich zlizywał...zamiast tego obkleił kaszką całe krzesełko). Najprostsze do zrobienia są tosty (tostujemy kromkę białego chleba, wykrawamy paseczki i smarujemy np. masłem, rozgniecionym bananem, domowym humusem, serkiem mascarpone etc.). Można też dać dziecku ugotowane na twardo, przekrojone na pół jajko, paseczki żółtego sera, kawałki pomidorka, ogórka lub dobrze ściętą jajecznicę (najlepiej nie mieszać jej za często, żeby uzyskac większe, łatwe do uchwycenia kawałki). A dziś zrobiłam coś nowego-owsiane paluszki (porridge fingers). Przepis nieskomplikowany, a rezultat-łatwe do trzymania w rączce, niebrudzące (oh yeah!) śniadanko. Do tego parę truskawek i voila! Duduś zrobił parę kęsów (sukces!), pomamlał i wypluł (no cóż, tak wyglądają początki BLW). 

                                                    
Składniki:
-6 płaskich łyżek płatków owsianych 
-6 łyżek mleka
I dodatkowo, jeśli mamy: parę posiekanych rodzynek/ suszona, posiekana morela/przekrojone na pół jagody/starte jabłko. Płatki mieszamy z mlekiem i odstawiamy na 10 min. Następnie papkę wkładamy na
2 minuty do mikrofalówki (pełna moc), dosypujemy dodatki, mieszamy, wykładamy na papier do pieczenia i ugniatamy łyżką kwadratowy placuszek, który kroimy na zgrabne paluszki. Niektórzy pozostawiają je do wystygnięcia i podają, a ja wstawiam je jeszcze do piekarnika na 15 minut (190 stopni). Smacznego :-). 

poniedziałek, 3 września 2012

Breast is best, czyli cycuś górą

                         

                                           
Jestem wielką fanką karmienia piersią. Chwile kiedy karmię Dudusia są dla mnie bardzo cenne. To nie tylko fizjologia; to nie sam proces odżywiania.To momenty pełne czułości i miłości. Oczywiście czasem zdarza mi się karmić i jednocześnie oglądać TV lub rozmawiać przez telefon, ale staram się, aby większość tych chwil były naszymi chwilami. Gdy P. jest w pracy a Lulu bawi się w swoim pokoju, patrzę w oczy mojego syneczka i daję mu to, co mam najlepsze-pokarm i duuuuużo uczucia. Ale kiedy tak tkwimy w uścisku, nie tylko daję miłość, ale przede wszystkim ją chłonę od mojego maleństwa. To wymiana czułości, na której zyskuję chyba więcej ja sama. 
 Kiedy dowiedziałam się, że jestem pierwszy raz w ciąży, oczywiste było dla mnie, że będę karmić piersią. Tak mnie i czwórkę mojego rodzeństwa wykarmiła moja mama. Dopiero teraz zdaję sobie sprawy, ile nam siebie dała... 
Po porodzie położna położyła mi Lulu na brzuchu, a ja oszołomiona próbowałam ogarnąć myśli i po szybkiej nieudanej próbie karmienia dałam maleństwu zasnąć. Było po godz. dziewiątej wieczór i odwieziono nas na salę. W nocy próbowałam nieudolnie podawać dziecku pierś. Lulu nie umiał jej prawidłowo złapać i strasznie płakał . Następnego dnia się zaczęło... Położna za położną pytały jak idzie karmienie i kiedy odpowiadałam, że w ogóle nam nie wychodzi, ganiły, nauczały, pouczały, pokazywały jak. A ja przecież robiłam wszystko to, co mówiły. Nawet specjalistkę od karmienia do mnie przysłali. Przyszła, powtórzyła to, co tamte już powiedziały, a w głebi duszy pewnie sobie pomyślała, że tak jak 97% kobiet w Wielkiej Brytanii i tak dam sobie spokój z karmieniem piersią... Ależ się okropnie czułam. Ja chciałam dać mojemu maleństwu to co najlepsze, a ono nie chciało tego ode mnie brać. Było głodne, płakało, a ja byłam bezsilna. Kolejna położna powiedziała, że nie można już czekać z karmieniem dzidziusia, że jest już bardzo głodne i musi przyjąć jakiś pokarm. A skoro nie umiem go nakarmić, może mu podać sztuczne mleko. Ale byłam głupia, że się zgodziłam. Zamiast drogocenną siarą brzuszek mojego dziecka wypełnił się mieszaniną wody z białym proszkiem. Dlaczego położna nie zapropnowała mi odciągnięcia mleka pompką i nakarmienia tym maleństwa??? W końcu pozwolono nam pojechać do domu. Dalej nie umiałam nakarmić synka. Położna w trakcie wizyty domowej stwierdziła silną żółtaczkę i w efekcie wróciliśmy do szpitala. Tam odsysałam mleko i podawałam w butelce Lulu. Pora wizyt- naokoło pełno panów tatusiów, a ja pompeczka w dłoni i pompuję. Wprawdzie zasłoniłam zasłonkę, ale "skrzypienie" pompki było słychać na samym końcu sali. Lulu nabrał zdrowszego koloru i wypuszczono nas do domu. I kolejna wizyta położnej. Spodziewałam się kolejnej kobiety, która zrobi mi teoretyczny wykład a  tu niespodzianka: okrągła murzynka przypominająca nianię z "Przeminęło z wiatrem" każe mi ściągnąć stanik, przykłada mi do sutka smoczek z butelki i przykłada do niego Lulu. Lulu ssie i kiedy mleko zaczyna swobodniej płynąć, hyc, położna zabiera smoczek i przykłada Lulu do cycusia. Sukces!!! W taki sposób rozpoczyna sie moja i mojego synka przygoda z karmieniem piersią, która ma trwać jeszcze rok.

Kiedy urodził się Dudu, pierwsze co zrobiłam to przystawiłam go do piersi i dałam  mu dużo czasu na pierwsze karmienie. Jaka byłam szczęśliwa kiedy chwycił i zaczął ssać tak, jakby robił to od dawna. 

Wiem, że wiele jest mam, które z różnych poważnych powodów muszą ratować się sztucznym mlekiem, ale nie rozumiem tych, które z własnej woli rezygnują z naturalnej formy karmienia. Ale to już osobisty wybór każdej z nas...Ja serdecznie polecam i zachwalam cycusia. A po cycusiu (a raczej jednocześnie z nim) polecam oczywiście BLW jako najbardziej zgodną z naturą metodę karmienia maluszka. 

Powyższego posta dedykuję mojej mamie...za te wszystkie cyciusowe chwile jakie mi dała :-).