sobota, 26 stycznia 2013

Punktualność-rzadka cecha

Siedzimy sobie i tradycyjnie czekamy na gości. Ja miałam dziś ciężką noc (gorączkujący Dudu), byłam w pracy, musiałam wszystko przygotować, ale się wyrobiłam. Nasi goście? Jedna siostra zadzwoniła, że chora i nie przychodzi. Druga będzie 40 minut spóźniona. Znajomy zadzwonili 5 minut po czasie, żeby powiedzieć, że wyjeżdżają. Przykro...

wtorek, 22 stycznia 2013

Pierwsze urodziny Dudusia


Rok temu, o godzinie 12.14 przyszło na świat moje słoneczko - Duduś! Sto lat mój kochany! 
Niestety dziś pracuję wieczorem, więc imprezka dopiero w sobotę. Ale już była moja koleżanka z prezentem i chórek rodzinny (moja mama, siostra i siostrzenica) śpiewające "Sto lat" na Skype'ie. Mam nadzieję, że uda mi się w tym tygodniu zamieścić dłuższy post poświęcony rokowi życia mojego bąbelka.

czwartek, 17 stycznia 2013

Fasolka po bretońsku

Dziś na obiad była fasolka po bretońsku, która wszystkim bardzo smakowała. Zalałam wczoraj wodą opakowanie fasoli "piękny Jaś" (musi się moczyć minimum 12 h). Ugotowałam ją w tej samej wodzie z dodatkiem liścia laurowego i ziela angielskiego, aż zrobiła się miękka (około 1-1,2 h). Dodałam drobno pokrojony boczek, kiełbaskę i cebulę (nie smażyłam ich, żeby było trochę lżej; małym bobasom, które zaczynają przygodę z BLW lepiej dorzucić kawałek drobno posiekanej pieczeni zamiast kiełbasy i boczku), koncentrat pomidorowy oraz doprawiłam słodką papryką i ziołami prowansalskimi (bo nie miałam majeranku). Dorośli oczywiście dostali porcję lekko posoloną.



Mama, oddaj miskę!
                                                     


Duduś dostaje czasem swoją porcję na tacce zamiast na talerzyku, bo ostatnio namiętnie rzuca jedzeniem i, o zgrozo, całą miską. I całkiem daleko udaje mu się rzucić... ceratka na podłodze niewiele pomaga. A jak mamusia mówi "Nie wolno rzucać! Ładnie jemy! Mniam, mniam!", Duduś kręci energicznie głową na nie, a następnie ukazuje swoje wszystkie sześć zębów w szerokim uśmiechu i na ziemi ląduje kolejna porcja jedzenia. A ja sobie potem zdrapuję z podłogi, ścian i mebli kleksy z kaszki...


Duduś ćwiczy, aby w przyszłości zostać dyskobolem.

poniedziałek, 14 stycznia 2013

Sałatka z grillowaną papryką & makaron ze szpinakiem

Byliśmy w sobotę na obiedzie u znajomych. Zrobili pyszną i pięknie podaną sałatkę z łososia, sałaty, pomidorów, ogórka i słonecznika. Wczoraj na kolację też mi się zachciało czegoś lekkiego, więc zrobiłam sałatkę z grillowaną papryką w roli głównej (bo miałam cały worek pięknej czerwonej papryki).

Papryki piekłam w piekarniku pod grillem, aż skórki zabarwiły się na czarno i łatwo można było je zdjąć (taka grillowana papryka robi się lekko miękka i prościej ją bobasowi schrupać). Skroiłam papryki, zielone oliwki, pomidora i zielonego ogórka. Starłam trochę żółtego sera na dużych oczkach i dodałam sałaty. A dressing to (bardzo zdrowy) olej z orzechów włoskich, sok z cytryny i, po odłożeniu porcji dla Duda, sól, pieprz, czosnek i odrobina cukru. Do tego grzanki z bagietki skropione oliwą z oliwek i przetarte ząbkiem czosnku.





A dziś na obiad był makaron ze szpinakiem.
Podsmażyłam lekko pierś z kurczaka (młodszym dzieciom można mięso ugotować), dodałam drobno pokrojony czosnek, gałkę muszkatołową i paczkę szpinaku. Kiedy szpinak lekko się podsmaży wystarczy dodać śmietankę oraz starty ser i voila, pyszny i prosty sos do makronu gotowy. Dorośli swoją porcję doprawiają solą i świeżo zmielonym pieprzem. Uwielbiam szpinak i P. też się do niego przekonał. A Dudusiowi bardzo smakowało.

 Duduś coraz częściej próbuje sam wstawać i pokonuje parę kroków, czemu towarzyszą gromkie brawa mamusi i tatusia. Opanował też jazdę na plastykowym autku. Potrafi jeździć do przodu (żeby dać mi buziaka) i cofać... czyli lepiej mu wychodzi jazda autem niż mi. Wstyd, oj wstyd.
                                 

piątek, 11 stycznia 2013

Czy wszyscy faceci tak mają?

Wysłałam kiedyś przed świętami mojego P. po seler do sałatki ziemniaczanej. Wrócił z ... rzepą.
Innym razem miał kupić kalafior, a przyszedł z brokułami (daltonista?).
Dwa dni temu miał zrobić kolację. Zasugerowałam sałatkę z kukurydzy, sera żółtego, jajka i ananasa. Zasiadam do stołu ( a co, ja też czasem lubię być "obsłużona"), aplikuję sobie sałatkę do ust i czuję ... brzoskwinię.
Czy wszyscy faceci tak mają, czy tylko mój?

A teraz mały elementarz obrazkowy. Możecie podesłać waszym facetom... Niech poznają prawdę... :-D.


Brokuły.

Kalafior.

środa, 9 stycznia 2013

Zbliżają się pierwsze urodzinki...

Za kilkanaście dni Duduś skończy roczek. Lulu na swoich pierwszych urodzinkach nie miał specjalnych dekoracji, ale za to miał 2 superanckie ciasta - w tym jedno w kształcie autobusu. Ale tym razem chcę zaszaleć, bo już raczej nie zdarzy mi się więcej razy odprawiać pierwszych urodzinek...
Zrobiłam rekonesans jeśli chodzi o dostępne dekoracje i wybrałam motyw w żółwiki. Będą balony, obrusik, papierowe talerzyki do ciasta, specjalne dekoracje na krzesełko Dudusia, papierowe serwetki - wszystko upstrzone żółwikami. A do tego upiekę ciasto i może też uda mi się udekorować go żółwiem. I muffinki zrobię (może z zabarwionym na zielono sokiem ze szpinaku lukrem). I dokupię jeszcze zwykłych, białych balonów. Lubię się bawić w wymyślanie takich spraw...


Żółwik attack...

wtorek, 8 stycznia 2013

Morscy lokatorzy

Do naszej łazienki wprowadziła się dziś ławica ryb, dwie syrenki i łódź podwodna...




Duduś czaruje lokalne staruszki...

Miałam dziś rano robiony test na cukrzycę w przychodni. W ciąży chorowałam na cukrzycę ciążową i teraz musiano sprawdzić, czy nie przekształciła się w zwykłą cukrzycę. Test polega na dwukrotnym pobraniu krwi, a w międzyczasie trzeba dwie godziny spędzić czekając w przychodni (pielęgniarka powiedziała, że nie mogę pójść do domu i wrócić, bo nie można się ruszać). Nie miałam wyboru i wzięłam ze sobą Duda. Pani pielęgniarka trochę się zdziwiła, jak mnie z nim zobaczyła i nawet zaoferowała zmianę daty testu, ale powiedziałam, że i tak w późniejszym terminie będę pewnie w podobnej sytuacji (czytaj-nie mam z kim zostawić Dudusia). Bąbelek zachowywał się bardzo grzecznie. Wzięłam ze sobą smoczka, trzy książeczki (jego ulubione) i przekąski, a w razie kryzysu mam aplikację z odgłosami zwierzątek na iphonie. No i cycuś też umilił czekanie Dudusiowi. A że poczekalnia pełna była łaknących rozrywki staruszek, Dudu brylował i czarował jak James Bond przy stole do ruletki - rozdawał na prawo i lewo uśmiechy, popisywał się chodzeniem za rączkę z mamą i (największy hit!) machał raczką do uradowanych babkowin. Fju, fju, a co to będzie za kilkanaście lat...

Jesteśmy, jesteśmy!

Nie było nas długo, bo ten rok zaczął się dla nas bardzo niefajnie. Moja mama miała wypadek - spadła z tarasu na piętrze domu i baliśmy się, czy nie ma obrażeń wewnętrznych i czy nie złamała kręgosłupa, bo jak ją przywieźli do szpitala, nie miała czucia w nogach. I będąc setki kilometrów oddalone, ja i moje siostry mogłyśmy tylko czekać na wieści telefoniczne. Na szczęście skończyło się "tylko" na operacji kręgosłupa (rdzeń był tylko uciskany), złamanych dwóch żebrach i strasznym bólu. Moja najstarsza siostra poleciała zająć się mamą w szpitalu. Ja, z racji szkoły Lulu i pracy, zamówiłam dla mnie i dzieciaków bilety dopiero na luty. Kiedy rozmawiałam z moją słabiuteńką mamą przez telefon, podbiegł Lulu, przejął słuchawkę i zapytał : "Babcia, spadłaś z dachu?". A babcia na to "Tak, próbowałam latać tak jak Superman"...

A Duduś? W święta próbował wszystkich potraw, które sami jedliśmy. Pierogi, bigos, sałatka ziemniaczana, a nawet ociupinkę mojego serniczka i ciasteczek (jak święta to święta!)
A oto Dudu wigilijny.

Nasz słodki Mikołajek.

Życzę wam wszystkim Szczęśliwego Nowego Roku! Aby wam i waszym bliskim dopisywało dobre zdrowie, bo to jednak najważniejsze...