poniedziałek, 3 września 2012

Breast is best, czyli cycuś górą

                         

                                           
Jestem wielką fanką karmienia piersią. Chwile kiedy karmię Dudusia są dla mnie bardzo cenne. To nie tylko fizjologia; to nie sam proces odżywiania.To momenty pełne czułości i miłości. Oczywiście czasem zdarza mi się karmić i jednocześnie oglądać TV lub rozmawiać przez telefon, ale staram się, aby większość tych chwil były naszymi chwilami. Gdy P. jest w pracy a Lulu bawi się w swoim pokoju, patrzę w oczy mojego syneczka i daję mu to, co mam najlepsze-pokarm i duuuuużo uczucia. Ale kiedy tak tkwimy w uścisku, nie tylko daję miłość, ale przede wszystkim ją chłonę od mojego maleństwa. To wymiana czułości, na której zyskuję chyba więcej ja sama. 
 Kiedy dowiedziałam się, że jestem pierwszy raz w ciąży, oczywiste było dla mnie, że będę karmić piersią. Tak mnie i czwórkę mojego rodzeństwa wykarmiła moja mama. Dopiero teraz zdaję sobie sprawy, ile nam siebie dała... 
Po porodzie położna położyła mi Lulu na brzuchu, a ja oszołomiona próbowałam ogarnąć myśli i po szybkiej nieudanej próbie karmienia dałam maleństwu zasnąć. Było po godz. dziewiątej wieczór i odwieziono nas na salę. W nocy próbowałam nieudolnie podawać dziecku pierś. Lulu nie umiał jej prawidłowo złapać i strasznie płakał . Następnego dnia się zaczęło... Położna za położną pytały jak idzie karmienie i kiedy odpowiadałam, że w ogóle nam nie wychodzi, ganiły, nauczały, pouczały, pokazywały jak. A ja przecież robiłam wszystko to, co mówiły. Nawet specjalistkę od karmienia do mnie przysłali. Przyszła, powtórzyła to, co tamte już powiedziały, a w głebi duszy pewnie sobie pomyślała, że tak jak 97% kobiet w Wielkiej Brytanii i tak dam sobie spokój z karmieniem piersią... Ależ się okropnie czułam. Ja chciałam dać mojemu maleństwu to co najlepsze, a ono nie chciało tego ode mnie brać. Było głodne, płakało, a ja byłam bezsilna. Kolejna położna powiedziała, że nie można już czekać z karmieniem dzidziusia, że jest już bardzo głodne i musi przyjąć jakiś pokarm. A skoro nie umiem go nakarmić, może mu podać sztuczne mleko. Ale byłam głupia, że się zgodziłam. Zamiast drogocenną siarą brzuszek mojego dziecka wypełnił się mieszaniną wody z białym proszkiem. Dlaczego położna nie zapropnowała mi odciągnięcia mleka pompką i nakarmienia tym maleństwa??? W końcu pozwolono nam pojechać do domu. Dalej nie umiałam nakarmić synka. Położna w trakcie wizyty domowej stwierdziła silną żółtaczkę i w efekcie wróciliśmy do szpitala. Tam odsysałam mleko i podawałam w butelce Lulu. Pora wizyt- naokoło pełno panów tatusiów, a ja pompeczka w dłoni i pompuję. Wprawdzie zasłoniłam zasłonkę, ale "skrzypienie" pompki było słychać na samym końcu sali. Lulu nabrał zdrowszego koloru i wypuszczono nas do domu. I kolejna wizyta położnej. Spodziewałam się kolejnej kobiety, która zrobi mi teoretyczny wykład a  tu niespodzianka: okrągła murzynka przypominająca nianię z "Przeminęło z wiatrem" każe mi ściągnąć stanik, przykłada mi do sutka smoczek z butelki i przykłada do niego Lulu. Lulu ssie i kiedy mleko zaczyna swobodniej płynąć, hyc, położna zabiera smoczek i przykłada Lulu do cycusia. Sukces!!! W taki sposób rozpoczyna sie moja i mojego synka przygoda z karmieniem piersią, która ma trwać jeszcze rok.

Kiedy urodził się Dudu, pierwsze co zrobiłam to przystawiłam go do piersi i dałam  mu dużo czasu na pierwsze karmienie. Jaka byłam szczęśliwa kiedy chwycił i zaczął ssać tak, jakby robił to od dawna. 

Wiem, że wiele jest mam, które z różnych poważnych powodów muszą ratować się sztucznym mlekiem, ale nie rozumiem tych, które z własnej woli rezygnują z naturalnej formy karmienia. Ale to już osobisty wybór każdej z nas...Ja serdecznie polecam i zachwalam cycusia. A po cycusiu (a raczej jednocześnie z nim) polecam oczywiście BLW jako najbardziej zgodną z naturą metodę karmienia maluszka. 

Powyższego posta dedykuję mojej mamie...za te wszystkie cyciusowe chwile jakie mi dała :-).

2 komentarze:

  1. Patrz, śnieg taki, a mi się ciepło zrobiło na myśl o Norge. I cycusiowych chwilach;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Oj, ciezko zapomniec o Norge...chyba nam tam dobrze bylo...Czasem mi zal, ze stamtad wyjechalam.

    OdpowiedzUsuń