Zrobiliśmy remont w pokoju chłopaków i kupiliśmy piętrowe łóżko, które jechało do nas z samej Polski. Jest bardzo dobrze wykonane i praktyczne, bo pod dolnym łóżkiem schowane jest... miejsce do spania dla trzeciej osoby (goście będą się u nas wysypiać) oraz dwie wysuwane szuflady na pościel bądź zabawki. Goście, zapraszamy na nocleg w naszym nowym, bajkowym pokoiku :-D!
piątek, 29 marca 2013
piątek, 22 marca 2013
Duduś czyta... "Slide and Find - Animals"
Większość dzieci uwielbia, jak im się czyta. Na początku chodzi pewnie bardziej o poświęconą uwagę i bliski kontakt fizyczny (które dziecko nie lubi siedzieć u mamy/taty na kolankach?), ale im dziecko starsze, tym bardziej interesuje go treść książeczki. Najlepsze dla maluszków są książeczki obrazkowe, gdzie jest mało tekstu i dużo obrazków. Najmłodsze dzieci uwielbiają, gdy rodzic opowiada im, co jest na zdjęciu/obrazku, wydaje śmieszne odgłosy, zmienia intonację, a zaczynają się nudzić, jeśli rodzic przestaje się przykładać i monotonnym głosem czyta tekst, szykując w tym samym czasie w głowie listę zakupów lub oglądając mecz. My, dorośli, też nie lubimy, gdy ktoś tylko udaję, że do nas mówi, a oczy lub myśli uciekają mu na bok.
Jakie książeczki lubi Duduś?
Propozycja nr 1 (dostępna na Amazonie) - "Slide and Find - Animals".
Jakie książeczki lubi Duduś?
Propozycja nr 1 (dostępna na Amazonie) - "Slide and Find - Animals".
- duże, kolorowe zdjęcia zwierzątek
- dziecko musi przesunąć palcem zasłaniającą obrazek tekturkę, aby zobaczyć zwierzątko - ćwiczy paluszki
- czytający może udawać odgłosy zwierząt - dzieci uwielbiają piejących i miauczących rodziców ;-)
Dziś na śniadanko... cz. 1
Dziś na śniadanko Duduś pałaszuje jogurt grecki zmiksowany w blenderze z dojrzałym mango (dzieci uwielbiają slodycz mango), który zagryza płatkami kukurydzianymi. A wcześniej był cycuś. Do popicia będzie tradycyjnie woda. Duduś zaraził się od brata ospą, ale najgorsze mamy już za sobą. U takiego maluszka najgorsze są krostki na pupie - pod pieluchą, bez dostępu powietrza, dłużej się goją. Kontakt z moczem też je podrażnia, więc najlepiej bardzo często zmieniać pieluszkę. Do smarowania używalam płynu Calamine z cynkiem. Chyba się już po nocach śnię Dudusiowi - goniąca go z namoczonym lekarstwem patyczkiem do uszu i wołająca: "Chodź, mysiu, jeszcze tylko 235 krostek zostało." ...
piątek, 15 marca 2013
Mama też człowiek.
Mama też człowiek i także się musi czasem zabawić... We wtorek miałam imprezkę z roboty (tzw. staff party). Na trzech poprzednich nie byłam, bo jakoś nie podniecała mnie wizja oglądania ludzi z roboty w czasie wolnym, ale dobrze, że tym razem się wybrałam. Najpierw spotkałam się z paroma ludźmi u znajomej w domu, gdzie żeńska część towarzystwa się wymalowała i wystroiła ("O jaka ładna szminka! Daj też!" - trzy z nas wyszły z takimi samymi ustami na imprezę) i wszyscy wypili po drinku. W taksówce kierowca miał puszczone radio, ... więc biedak musiał słuchać przez całą drogę naszego śpiewu (ludzie w przejeżdzających obok autach chyba też). Nasza "gala" odbywała się w hotelu i fajnie wszystko było zorganizowane. Darmowe drinki (zaraz się okazało, jakie z co niektórych moczymordy ;-)), bufet, miła obsługa, ładnie przystrojona sala (jak na jakieś wesele) oraz, najważniejsze, zespół na żywo. I to nie facio grający na keybordzie i śpiewający angielskie disco-polo ( "disco-angolo?) , ale cool zespolik z wokalistą i wokalistką.
Najlepsza była moja jedna koleżanka, która jest bardzo drobna i dla niej jeden drink to już o jeden za dużo. Kiedy nasz szef przemawiał poważnie do gawiedzi, ona rzucała na głos szczere i kontrowersyjne (ups!) komentarze. Jak to mówia Anglicy: "Bless her!".
Cały wieczór przetańczyłam. Fajnie się było poczuć znów młodym i beztroskim. Ale do moich chłopaków też zawsze fajnie po takich baletach wracać...
PS. Minutę temu koleżanka z pracy wysłała smsa z zapytaniem, czy wyjdę jutro z nią wieczorem. Żebym się tak czasem nie przyzwyczaiła do tego imprezowego życia :-P.
Najlepsza była moja jedna koleżanka, która jest bardzo drobna i dla niej jeden drink to już o jeden za dużo. Kiedy nasz szef przemawiał poważnie do gawiedzi, ona rzucała na głos szczere i kontrowersyjne (ups!) komentarze. Jak to mówia Anglicy: "Bless her!".
Cały wieczór przetańczyłam. Fajnie się było poczuć znów młodym i beztroskim. Ale do moich chłopaków też zawsze fajnie po takich baletach wracać...
PS. Minutę temu koleżanka z pracy wysłała smsa z zapytaniem, czy wyjdę jutro z nią wieczorem. Żebym się tak czasem nie przyzwyczaiła do tego imprezowego życia :-P.
wtorek, 12 marca 2013
Dzień mamy w Wielkiej Brytanii i nakrycia głowy Lulu
W niedzielę Anglicy świętowali dzień mamy. Tydzień wcześniej dostałam karteczkę ze szkoły Lulu, że mam przynieść funta, za którego dziecko będzie mogło wybrać prezent dla swojej rodzicielki. W piątek Lulu wybiegł ze szkoły oświadczając, że ma coś dla mnie, "ale otworzymy w domu i nie mogę ci powiedzieć co to, ale jest to słodycz". "Aha, i zjemy sobie po obiadku!". Tak, będąc mamą trzeba sobie wpoić jedną zasadę, która brzmi następująco: "Wszystko co wasze jest wasze, a wszystko co moje jest nasze"...
A teraz mały przegląd ekscentrycznych nakryć głowy Lulu.
A teraz mały przegląd ekscentrycznych nakryć głowy Lulu.
Lulu - smerf. |
Lulu z grzywą. |
Inne zastosowanie pieluchy. |
czwartek, 7 marca 2013
Kupka
Duduś przyszedł dziś za mną do łazienki i powiedział "kupka". Myślałam, że mi się przesłyszało. Sprawdziłam pieluchę, a tam rzeczywiście prezencik. No nic, to pewnie moja wyobraźnia - pomyślałam. I wtedy Dudu powtórzył parę razy: "kupka, kupka, kupka". Szok. Przecież mój maluszek ledwo co jakimś "mama" albo "tata" zarzuci, a tu takie piękne i praktyczne słowo pada z jego ust. Tyle radości dają pierwsze słowa dziecka...
A propos kupy - polecam zabawną książeczkę dla dzieci. |
wtorek, 5 marca 2013
Szybkie newsy
U nas wesoło - Dudu miał zapalenie ucha i miał kurację antybiotykową, a Lulu zamienił nam się w biedronkę (ospa). Od poniedziałku nie chodzi do szkoły, co mi nawet pasuje, bo nie ma porannego pośpiechu, popołudniowej wyprawy do szkoły i przede wszystkim mogę pobyć trochę z moim starszakiem. Wczoraj poszliśmy na długi, 3 godzinny spacer, bo pogoda była cudna. Dudu po raz pierwszy dużą część trasy przeszedł na nóżkach, a później się kimnął w wózeczku (nie ma to jak drzemki na świeżym powietrzu). A my z Lulu wzięliśmy piłkę i strzelaliśmy gole do bramki. Tacy wróciliśmy zmęczeni, że już nie miałam siły na gotowanie. Kupiliśmy po drodze pizzę. A dziś zrobiliśmy rakiety z papieru i bawiliśmy się w ich puszczenie (która dalej poleci), Lulu pomógł mi w składaniu prania i zaraz zabieramy się za obiadek. Miłego dnia wszystkim!
Subskrybuj:
Posty (Atom)