piątek, 15 marca 2013

Mama też człowiek.

Mama też człowiek i także się musi czasem zabawić... We wtorek miałam imprezkę z roboty (tzw. staff party). Na trzech poprzednich nie byłam, bo jakoś nie podniecała mnie wizja oglądania ludzi z roboty w czasie wolnym, ale dobrze, że tym razem się wybrałam. Najpierw spotkałam się z paroma ludźmi u znajomej w domu, gdzie żeńska część towarzystwa się wymalowała i wystroiła ("O jaka ładna szminka! Daj też!" - trzy z nas wyszły z takimi samymi ustami na imprezę) i wszyscy wypili po drinku. W taksówce kierowca miał puszczone radio, ... więc biedak musiał słuchać przez całą drogę naszego śpiewu (ludzie w przejeżdzających obok autach chyba też). Nasza "gala" odbywała się w hotelu i fajnie wszystko było zorganizowane. Darmowe drinki (zaraz się okazało, jakie z co niektórych moczymordy ;-)), bufet, miła obsługa, ładnie przystrojona sala (jak na jakieś wesele) oraz, najważniejsze, zespół na żywo. I to nie facio grający na keybordzie i śpiewający angielskie disco-polo ( "disco-angolo?) , ale cool zespolik z wokalistą i wokalistką.



                                                 
Najlepsza była moja jedna koleżanka, która jest bardzo drobna i dla niej jeden drink to już o jeden za dużo. Kiedy nasz szef przemawiał poważnie do gawiedzi, ona rzucała na głos szczere i kontrowersyjne (ups!) komentarze. Jak to mówia Anglicy: "Bless her!".
Cały wieczór przetańczyłam. Fajnie się było poczuć znów młodym i beztroskim. Ale do moich chłopaków też zawsze fajnie po takich baletach wracać...
PS. Minutę temu koleżanka z pracy wysłała smsa z zapytaniem, czy wyjdę jutro z nią wieczorem. Żebym się tak czasem nie przyzwyczaiła do tego imprezowego życia :-P.

1 komentarz:

  1. no to wypad udany - super. Ja też długo się zbierałam na taką wyjsciówę. Jak się w końcu zdecydowałam to nie żałowałam.Dla mnie oby nie za często ;-)

    OdpowiedzUsuń