środa, 28 listopada 2012

Matka - wariatka

Wczorajszy poranek. Podjeżdża pod nasz blok znajomy, który odwozi Lulu do szkoły  i puszcza sygnał na komórkę, żeby zszedł. Lulu zakłada kurtkę, buty i domaga się rękawiczek. "Ale Lulu, są całe z błota, więc muszę je wyprać". Lulu zaczyna płakać i mówi, że on chce rękwiczki i już. Zdesperowana szukam rękawiczek w koszu na brudy, ale nie znajduję ich. Lulu mówi, że nie idzie do szkoły. Znajomy puszcza kolejny sygnał na komórkę. "Lulu, musisz już iść. Wujek czeka!". Lulu schodzi po schodach, a ja zamykam drzwi i idę do okna pomachać Lulu...Ale nie - pod drzwiami słyszę płacz "Ja nie chcę do szkoły!". I tak ze trzy razy Lulu wraca pod drzwi. Ja roztrzęsiona, Dudu płacze i straszy zasmarkanym noskiem (przeziębiony), a Lulu zaczyna wpadać w histerię. Mija 20 minut. Biorę Dudu pod pachę, Lulu za rękę i w szlafroku, papciach i z porannym bałaganem na głowie schodzę na dół. Lulu wydziera się w niebogłosy. Na dworze mijam sąsiadów (już sobie wyobrażam ich myśli: "Łojej, wariatka..."). Lulu nie daje się zapakować do auta, więc pytam sąsiada, czy mogę jechać z nimi. I jedziemy do szkoły - wariatka w szlafroku z zasmarkanym bobasem w stroju renifera, wrzeszczące dziecko, znajomy i jego dzieciak... Miałam łzy w oczach po tym wszystkim. Jak zmusić dziecko do pójścia do szkoły? Nie można ulec i go nie posłać, bo się przyzyczai do tego, że jak nie chce to nie musi iść.
A dzisiaj powtórka z rozrywki. Płaczący Lulu, ja znosząca go na dół, próba posadzenia go w samochodzie... Nie chciałam, żeby dziecko znajomych znów się spóźniło do szkoły przez nas i już mi wstyd było przed znajomym (biedaczyna widział mnie w "całej krasie"), więc powiedziałam, żeby jechali bez Lulu. Wróciliśmy do domu, zadzwoniłam do szkoły powiedzieć, że się spóźnimy, wskoczyłam w dżinsy, ubrałam Duda i polecieliśmy do szkoły. Kiedy już zaprowadziłąm Lulu, zadzwoniłam do siostry i mojego P. , żeby się poużalać. Lepiej z kimś pogadać niż płakać. To były dwa naprawdę niefajne poranki :-(. Powiedziałam znajomemu, że jutro i pojutrze wezmę Lulu do szkoły sama. Mam nadzieję, że mu to minie; nie chcę już takich niemiłych początków dnia; nie chcę czuć się tak paskudnie jak się czułam wczoraj i dzisiaj... 

                        

2 komentarze:

  1. Ja mojego narazie prowadzam do zlobka i jest spokuj. Ponoc pozniej jest taki czas. Powodzenia i mam nadzieje, ze wszystko wrocilo do normy.

    OdpowiedzUsuń
  2. Już wszystko wydaje się OK. Rozmawiałam z Lulu i mi powiedział, że inne dzieci są odprowadzane przez swoich tatusiów i mamusie. Obiecałam mu, że będę czasem go odprowadzać, a czasem pojedzie ze znajomym. Rozmowa i cierpliwość zawsze pomaga :-)!

    OdpowiedzUsuń