piątek, 16 listopada 2012

Siedzę na necie zamiast gotować; oj, alem ja niegrzeczna...

Kolejny piękny ranek za nami. Lulu obudził się z bólem ucha i już myślałam, żeby zostawić go w domu, ale z drugiej strony tutaj mają hopla na punkcie obecności (kary pieniężne nawet są dla niesubordynowanych rodziców) i miałam z Dudu iść na kontrolę do pielęgniarki, więc Lulu dostał Nurofen (pomogło) i posłałam go do szkoły. Dostał też liścik dla nauczycielki, w którym napisałam, żeby zadzwoniła po mnie jeśli Lulu będzie płakał albo narzekał na uszko. Ubrałam kurtkę i już mieliśmy wyruszyć z Dudu do pielęgniarki, a tu telefon dzwoni. Pomyślałam, że to w sprawie ucha. A pani na to, że ucho OK, ale czy dałabym radę do szkoły jakieś normalne ciuchy podrzucić, bo jest "dzień bez mundurka" (w ramach akcji charytatywnej), a Lulu przyszedł w szkolnym wdzianku. No zapomniałam i tyle. Jak mi dziecko płacze i do tego się szykuję do wyjścia z drugim, to zapominam o karteluszku, który informował 2 tygodnie temu o "dniu bez mundurka". Ale jak przystało na Matkę Polkę, co to nie zważa na własną wygodę i kilometry do przebycia, poleciałam najpierw do innej dzielnicy na kontrolę z Dudu, a potem zaraz chybcikiem do szkoły z dżinsami i bluzą dla Lulu. Nie ma to jak jogging z wózkiem po okolicy : język do pasa, lekka zadyszka, na rączkach od wózka dynda mi gustowna reklamówka Tesco z wdziankiem dla Lulu. Mam nadzieję, że Lulu chociaż zauważy, że go panie przebrały i teraz, tak jak reszta klasy, dumnie śmiga sobie w dżinsach... Dobrze, że to wszystko w szczytnym celu...

PS. Dudu na śniadanie rozciapciał brioszkę z pasztetem, którą wyrwał mi z ręki, a przed chwilą dostał spaghetti w sosie pieczarkowym z klopsami (resztki z wczorajszego obiadu, którymi chciałam się posilić, ale mnie maluch podejrzał i musiałam się podzielić...).

Children in Need-akcja, którą organizuje BBC, żeby pomóc  dzieciom w potrzebie.
Dzisiaj włącza się do niej szkoła Lulu.
                                           

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz