piątek, 26 października 2012
Śniadanko o 11 rano
Jest prawie 11, a my dopiero jemy śniadanko. Wcześniej była oczywiście cycusiowa sesja, bo musimy nadrobić czas, kiedy jestem w pracy. Na śniadanko Dudu wcina dziś: kaszkę ryżową z zmiksowanymi winogronami+tosta z masłem+żółty ser. A ja wcinam resztki z przedwczorajszego obiadu...Większość polskich mam, które znam żywi się resztkami. Wychowałam się na babcinych opowieściach typu: "Jak byliśmy mali, mój brat ukradł i zjadł kożuch z mleka i potem dostał baty od macochy" (autentyczna historia), więc szacunek mam do jedzenia duży. Czasem za duży. Mój P. otwiera lodówkę i robi sobie kanapkę z świeżą szynką. Potem do lodówki udaję się ja... I wcinam zeschnięty żółty ser i zwiędłego ogóra. "No bo jedzenie trzeba szanować". PS. Nie, rozciapcianej na tacce krzesełka kaszki po Dudusiu nie zlizuję...Przy BLW trzeba wyluzować... Miłego dnia wszystkim moim 3 lub 4 czytelnikom :-)!
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Zuz, a ja Ci doniose, ze Ewa Galuszka, obecnie Osti tez Cie czyta i pozdrawia.
OdpowiedzUsuńJa tez zjadam zeschniety ser i sucharowy chlebus:)
Hehe, pozdrawiam Ewę w takim razie . Ale no jak my teraz mówić, bo zawsze było per "Gałuszka" :-P? Agulku, a a propos jedzenia- co myśmy wtedy w piekarniku w akademiku w Norge spaliły, że mój sąsiad się zlitował i chciał nas częstować swoim jedzeniem???
Usuń